Kącik prozy
WOJNA SZANTY Z KARNAWAŁEM - "REJS" nr 7 (9)/1999

     Od dłuższego czasu, ilekroć czytam niektóre recenzje koncertów festiwalowych autorstwa Jurka Rogackiego, ogarnia mnie wątpliwość, czy wyżej wymieniony nie traci przypadkiem kontaktu z rzeczywistością.

     Cóż to bowiem czytam i widzę. Festiwale (zwłaszcza te organizowane przez innych) są w większości marne, zespoły (szczególnie te "nowoczesne") nieciekawe, organizatorzy (poza wąskim i coraz węższym gronem tych zaprzyjaźnionych) co najmniej niedoskonali, a co najważniejsze Publiczność do niczego. Tak, najgorsza jest jednak ta Publiczność. Hałaśliwa, spragniona zabawy, tańca, szaleństwa pod sceną. Nie pragnie kontemplować w najwyższym skupieniu, ze złożonymi z rzadka grzecznie do oklasków rączkami. Marną ponoć mamy publiczność festiwalową.
     W recenzjach, kuluarach, prywatnych rozmowach coraz częściej daje się słyszeć napomknienia o jakiejś "wojnie" w środowisku piosenki żeglarskiej. Toczy się ona jakoby pomiędzy "starymi" (czytaj "Czterema Refami", a w zasadzie Jurkiem Rogackim), a "nowymi" (...tu każdy może wpisać własny typ przeciwnika). Co dziwne jednak, "wojna" ta nie dotyczy "starych" - Marka Siurawskiego, Jurka Porębskiego, Ryczących Dwudziestek, Mechaników Szanty i innych, lecz "nowych" - EKT-Gdynia, "Mietek Folk", "ODN", Mirka Kowalewskiego z zespołem itd. "Wojna" trwa, ale ofiar jakoś nie widać.
     Zespoły mają się coraz lepiej, wszyscy spośród "starych" i "nowych" grają po kilkadziesiąt koncertów rocznie, docierają do coraz nowych miejsc. Pojawiają się nowe przeglądy i festiwale piosenki żeglarskiej gromadząc już nie setki, a tysiące widzów. Jesteśmy coraz silniejsi. Może jeszcze media zbytnio nas nie hołubią, ale już wszyscy zacieramy ręce - wkrótce może i my sięgniemy po "Fryderyki". Owszem, uważam, że czas najwyższy, aby szeroko pojęta piosenka żeglarska wreszcie trafiła pod strzechy i na ekrany telewizorów.
     Aby się to jednak stało, należy spełnić kilka warunków. Przede wszystkim trzeba dotrzeć do tej publiczności, która z żeglarstwem, szantami i piosenką żeglarską ma niewiele wspólnego. Nas, którzy tę piosenkę znamy i jej słuchamy, nie trzeba do niej przekonywać. Jest jednym z najmniej konfliktowych i nie wywołujących agresji gatunków współczesnej muzyki. Problemem wielu imprez jest tradycyjny niedostatek scenografii, obsługi elektroakustycznej i reżyserii poszczególnych koncertów -zwłaszcza festiwalowych. Jeśli organizatorzy festiwali zrozumieją, że scenograf, dobry akustyk i oświetleniowiec, a także reżyser, który koncert tworzy, a nie układa go z 15- czy też 30-minutowych elementów - to podstawa, być może pojawią się wreszcie dobre programy na antenie telewizyjnej. O tym, że można połączyć te wszystkie elementy w sensowną całość, świadczyć może ubiegłoroczny Koncert Festiwalowy na Pierwszym Festiwalu Morskim w Kołobrzegu. Z moich obserwacji wynika, że przy piosenkach EKT, Mietków, ODN, Kowala równie dobrze bawią się dzieci, młodzież, jak i "bardzo dorośli" słuchacze.
     Na koncertach kameralnych i plenerowych, a zwłaszcza na tych drugich, można zaobserwować, ze przy "Siurawie", "Porębie", "Ryczących", a z tych młodych przy "Klangach" ludzie bawią się doskonale.

Marek "Remik" Remiszewski



Kącik prozy