Kącik prozy
Wiatrak! Ludzie kochane! ("ŻAGLE" nr 3/1999)

     Fala wzmożonego zainteresowania piosenką żeglarską w 1985 r. dotarła także do Świnoujścia. Od czasów pamiętnych Górek Zachodnich po raz pierwszy zorganizowano taką imprezę na Wybrzeżu. Organizatorzy udowodnili, że koniec sezonu jest znakomitym terminem i okazją do integracji środowiska. Przegląd Piosenki Morskiej WIATRAK stał się od tego czasu cykliczną imprezą, organizowaną rokrocznie we wrześniu i dzielnie przetrwał próbę czasu.
     Świnoujskie Towarzystwo Kulturalne, Spółdzielnia Mieszkaniowa "Słowianin". Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego w Świnoujściu, Świnoujska Stocznia Remontowa i Marynarka Wojenna - to oficjalna lista tych instytucji i firm, dzięki którym odbyła się ta impreza. Na charakter i przebieg przeglądu mieli jednak wpływ konkretni ludzie. Gwiazda "Wielkiego Poręby z Wyspy" świeciła już w całej żeglarskiej Polsce, a nad własnym podwórkiem ze szczególną intensywnością. I nic w tym dziwnego - małżonka Helena - to jedna z głównych animatorek świnoujskiej imprezy. Urszula Kapusta, czyli "Ciotka Óla", Hanna i Fred Żurawscy, Maja Piórska - to tylko niektóre ważne osoby, bez których WIATRAK nie byłby WIATRAKIEM.
     20 września 1985 r. do Świnoujścia ściągnęły tłumy z całej Polski, a do konkursu zgłosiło się ok. 80 wykonawców (32 "podmioty"). Konkursy odbywały się w atmosferze ostrej rywalizacji i oczywiście z podziałem na kategorie. Po wielogodzinnych przesłuchaniach jury w składzie: Halina Stefanowska, Franciszek Gajb, Zbigniew Kosiorowski i Zbigniew Goch - przewodniczący, przyznało Nagrodę Główną zespołowi Ryczące Dwudziestki. W kategorii piosenki autorskiej: I - Jerzy Porębski, II - Wojtek Dudziński i Andrzej Grzela ("Sęp" i "Qnia"), III - zespół Achterwaterbaksztag. W kategorii interpretacji piosenki morskiej: I - Anna Sojka, II - zespół Orza, III (ex aequo) Anna Bakun i zespół Są Gorsi. Przyznano też 8 wyróżnień za rozmaite muzyczne i pozamuzyczne walory.
     Na liście wyróżnionych oprócz wykonawców solowych i zespołowych znalazła się także p. Renata Gleinert - kompozytor i pedagog, a na WIATRAKU także aranżer i akompaniator dla wielu młodych i debiutujących artystów. Koncerty pozakonkursowe były jednak znacznie ciekawsze. Interpretacja "Starego burtowca" w wykonaniu Ciotki Óli przeszła do historii, a recitale Jurka Porębskiego, Witka Zamojskiego, czy Starych Dzwonów w szczytowej formie, spowodowały wrzenie wśród publiczności, szczelnie wypełniającej salę Miejskiego Domu Kultury. Całość prowadził z wrodzonym sobie wdziękiem i rutyną Marek Siurawski. Niektórzy twierdzą, że w uzyskaniu tego sukcesu pomógł mu słynny, przechodni kapelusz.
     W następnych latach prestiżową statuetkę WIATRAK zdobywali kolejno: w 86 r.-Jerzy Porębski (bez komentarza), w 87 r.- Piotr Milewski ("za artystyczne wyrażenie niektórych przekonań i obaw Jury oraz za osobowość sceniczną"), w 88 r.- Tomasz Piórski ("za całokształt dokonań w dziedzinie rozwoju kultury, ze szczególnym uwzględnieniem specyfiki regionu, a ponadto za niekłamany autentyzm i wartości emocjonalne oraz osobowość artystyczną"). Lista nagrodzonych i wyróżnionych przekroczyłaby zapewne objętość tego materiału.
     Rzecz jednak nie w konkursach, których poziom był, nota bene, naprawdę wysoki, a w niepowtarzalnym klimacie świnoujskiego przeglądu. Najpiękniejsze zachody słońca nad Bałtykiem, zachwalane przez Porębę, to oczywiście prawda, chociaż uczestnicy "imprez towarzyszących" WIATRAKOWI mieli raczej okazję podziwiać wschody słońca. Były to bowiem czasy, kiedy wykonawcy po "wykonaniu" swoich przydziałowych 30 minut, nie wyjeżdżali na następny koncert, tylko nieodpłatnie i z własnej woli integrowali się z publicznością i zdzierali gardła do nie zawsze wyczuwalnego oporu. Życie towarzyskie kwitło także na jachtach, przycumowanych do nabrzeża Władysława IV, jako że sporą część wiatrakowej publiczności stanowili prawdziwi żeglarze. Droga z Domu Kultury na jacht nie była zbyt długa, jednak znajdujący się w jej połowie "Jantar" był przeważnie wypełniony po brzegi i przedłużał swoje ustalone godziny otwarcia.
     Jedyną w swoim rodzaju oficjalną imprezą towarzyszącą był krótki rejs prawdziwym kutrem rybackim i integracyjne ognisko na wyspie, połączone z profesjonalnym wędzeniem świeżych ryb na zakończenie festiwalu. Czegoś podobnego, z wiadomych względów, nie da się zrobić ani w Krakowie, ani w Warszawie, ani chyba gdziekolwiek indziej. Szczególnie przyczynił się do tego "Bocian", czyli Marek Zimowski - szyper kutra (chyba ŚWI-51), należący do ginącego gatunku ludzi, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. To głównie jemu i jego kolegom uczestnicy WIATRAKA mogli zawdzięczać niepowtarzalne chwile na wyspie. Na festiwalu wszędzie był obecny duchem, ciałem i kasą.
     Udział świnoujskich rybaków był od początku znaczny i zauważalny. Przez kilka lat fundowali oni beczkę śledzi dla autora i wykonawcy najlepszej piosenki o tematyce rybackiej. Dobry początek zrobił Witek Zamojski, później przez kilka lat beczka przypadała w udziale teamowi: Andrzej Mendygrał (słowa) + Cztery Refy (pomysł i wykonanie). O imprezach "powiatrakowych", odbywających się ... w Łodzi, gdzie spożywano rzeczone śledzie, przyrządzane na kilkanaście sposobów można by też napisać małe co nie co, ale nie odbiegajmy od tematu.
     Podczas wyjątkowo krótkich wiatrakowych nocy spanie nie było w modzie. Jedni oddawali się czystej rozrywce, inni natomiast ciężko pracowali. Wspomniane wyżej nagrody specjalne - to nie przypadek, tylko efekt pracy z soboty na niedzielę, aby w finałowym koncercie, oczywiście poza konkursem, mogła pojawić się premierowa piosenka. Wykształcił się swego rodzaju zwyczaj zaskakiwania publiczności. Przez kilka pierwszych lat aktywnie uczestniczyli w tym procederze członkowie zespołów Cztery Refy i Packet. Recepta była prosta: WIATRAK, Andrzej Mendygrał, oryginalny tekst angielski, najlepiej z komentarzem, odrobina środków dopingujących do twórczej pracy i ... po kilku godzinach powstawał świeży hit. W ten sposób ujrzały światło dzienne (dosłownie i w przenośni) takie pieśni rybackie jak m in. "Świeczka", "Ławice", "Kuter-mikser", a z "nierybackich" chociażby "Press-gang", czy "Pod Jodłą". Szkoda tylko, że ten zwyczaj nie przetrwał próby czasu.
     Znane i lubiane obecnie piosenki autorstwa Tomka Piórskiego (m in. "Oliwska szanta", czy "Emeryt" z muzyką Ryśka Muzaja) też miały swoją premierę na WIATRAKU. Świnoujskie przeglądy odwiedzali chyba wszyscy liczący się w Polsce wykonawcy. Wiele "gwiazd" tam właśnie utrwaliło swoją pozycję, tam też odkryto wiele nowych talentów (m in. Achterwaterbaksztag, Młode Dzwoneczki, Skipper).
     Publiczność przyjmowała początkowo wszystko: szanty klasyczne, pieśni morskie, ballady rybackie, piosenki śródlądowe, kabaretowe i ogólnorozrywkowe. Z czasem okazało się, że dominuje jednak potrzeba prymitywnej rozrywki w atmosferze meczu piłkarskiego. Klimat pierwszych przeglądów gdzieś się ulotnił. Podobno Czesi mówią w takich okolicznościach: "To se ne wrati". I tak też pewnie mówili członkowie country-folkowego zespołu NADORAZ z Hradec Kralove, który na Przeglądzie Piosenki Morskiej w 1989 r. zdobył Grand Prix. Jego repertuar, składający się z żywiołowo granych standardów (wcale nie morskich) zdecydowanie najbardziej podobał się publiczności a hasło: "kankan to je szanta" przyjęto z wielkim aplauzem. Nigdy wcześniej, ani później inni goście zagraniczni (np. Shanty-Gruppe z Rostocku, czy nawet Ken Stephens), w grodzie nad Świną nie zrobili takiej furory.
     WIATRAK miał wielką szansę stać się wzorcowym przeglądem piosenki morskiej, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Naturalna bliskość morza, tradycje rybackie i żeglarskie, niepowtarzalna atmosfera i wysoki poziom artystyczny - to wystarczająca ilość argumentów. Lata doświadczeń pokazały, że zwyciężył tu jednak nurt rozrywkowy. Impreza upodobniła się do wielu innych w Polsce, a związek z morzem i rybakami był coraz bardziej symboliczny. Na szczęście zostało tego jeszcze trochę w piosenkach Jurka Porębskiego, ... o ile nie są śpiewane w pseudo-rockowych aranżacjach. No cóż, bliskość morza niekoniecznie musi wpływać na charakter festiwalu. WIATRAK nigdy nie miał w nazwie słowa "szanty", a trzeba przyznać, że organizatorzy naprawdę przez długie lata robili wszystko, żeby ludzie się dobrze bawili.

Jerzy Rogacki



Kącik prozy