Kącik prozy
Nie od razu Kraków zbudowano ("ŻAGLE" nr 9/1998)

     Jesienną porą (23-25.10) 1981 r. w Krakowie po raz pierwszy odbył się festiwal pod nazwą SHANTIES. Okazał się on przełomem w bardzo dynamicznie rozwijającym się "ruchu szantowym" (i festiwalowym). Od tego czasu organizowany jest co roku, a w 1999r. odbędzie się już po raz osiemnasty. Takim wynikiem nie może pochwalić się żadna impreza tego typu w Polsce, a i na świecie trudno byłoby znaleźć coś podobnego, szczególnie w miastach aż tak bardzo oddalonych od morza.
     Nie jest on najstarszy (wspominałem poprzednio o jego poprzednikach), ani też największy (od kilku lat rekordy w tej konkurencji bije Giżycko). Zdaniem wielu, nie jest też obecnie najlepszy i co roku zbiera wiele kontrowersyjnych opinii. Kryteria oceny jakości są jednak względne, a w dzisiejszych czasach trudno wyobrazić sobie festiwal, który spełniałby oczekiwania wszystkich zainteresowanych. Kraków jednak próbuje to robić, starając się przy tym zachować niekwestionowaną pozycję w tej dziedzinie i miano "stolicy żeglarskiej piosenki". Co by jednak nie mówić SHANTIES nie jest "zwykłym" festiwalem, a jego kariera, wliczając w to wszystkie wzloty i upadki, jest odzwierciedleniem procesów, które od kilkunastu lat zachodzą w t zw. "piosence żeglarskiej".
     Ale, jak wiadomo, nie od razu Kraków zbudowano. Cofnijmy się zatem do pamiętnego 1981 r., kiedy to w piwnicach Młodzieżowego Centrum Kultury (Forum-Disco), w żeglarskich śpiewach wzięło udział ok. 100-tu osób w tym kilkunastu wykonawców. Zresztą mimo przeprowadzonego konkursu, podział na wykonawców, jurorów i publiczność, był dość umowny. Śpiewali wszyscy i to znacznie dłużej, niż przewidywali w dość skromnym programie organizatorzy. Oni zresztą też - przy pracy i na scenie, ale o tym za chwilę. O sponsorach jakoś nie mówiło się, a sprawy "nie do załatwienia" - nie istniały. Żeglarskie śpiewanie trwało do rana.
     Konkurs oceniało wysokie jury w składzie: Halina Stefanowska, Wojciech Meinhardt i Marek Siurawski, a śpiewano oprócz ogólnie znanych piosenek, m in.: "Macaja", czyli "Balladę o kapitanie Konstantym Maciejewiczu" (Majka Wojtaszuk i Darek Tylza), "Na błękitnych manowcach" (Jola Kozuń), "Zęza" (na melodię... "Diamenta" - Magda Kościańska), "Na morza południa" (Andrzej Dębiec, czyli Koszaliński Czar Krakowa), piosenki REFPATENTU (niżej podpisany). Wszyscy wymienieni i jeszcze kilka osób, w tym zwracający powszechną uwagę, żeński duet z Węgorzewa, otrzymali nazajutrz różne, pomysłowe wyróżnienia.
     Na główne emocje trzeba było poczekać do końca przerwy między koncertami. W przerwie, jak nietrudno się domyślić, śpiewano wszędzie gdzie się dało. W każdej z trzech sal, oczywiście co innego. Trwało to dość długo, ale w pewnym momencie zapadła cisza i rozpoczął się długo oczekiwany koncert "Szanty po polsku". Główna postacią, wprowadzającą w klimat starych żaglowców, był doktor Jerzy Wadowski, który problematyką szant zajmował się od 1971 r., a jego kolekcja nagrań, przywiezionych z zagranicznych wojaży była wtedy chyba największa w Polsce. Należy zauważyć, że jest to do dziś jedyny, jak na razie, na świecie przypadek doktoratu z marynarskich pieśni pracy (oparta na jego pracy książka "Pieśni spod żagli" ukazała się nakładem Wydawnictwa Morskiego w Gdańsku w 1989 r.). Wykład o szantach ilustrowany był na bieżąco muzycznymi przykładami przez trio: Jerzy Pawełczyk - "Yogi" (jeden z pomysłodawców i głównych organizatorów festiwalu), Tadeusz Królikowski i Jerzy Kuc.
     Śpiewali surowo, szorstko i bardzo stylowo, oczywiście a cappella. Tzw. "drobne nieścisłości intonacyjne" nikomu nie przeszkadzały, a atmosfera a wielkich żaglowców unosiła się w wypełnionej po brzegi sali. Większość uczestników tego spotkania miała pierwszy raz w życiu okazję posłuchać jak kiedyś śpiewano prawdziwe szanty. W programie znalazły się polskie wersje: "Shenandoah", "Roll the Cotton Down", "Rio Grande", " The Greenland Whale Fishery", "Santy Anno" "Leave Her Johny", "Blood Red Roses", "Blow the Man Down", głównie w przekładzie Jerzego Wadowskiego. Wiele z nich jest śpiewanych do dziś, jako szantowe standardy.
     Następnego dnia nikt nie miał wątpliwości, że Wielką Nagrodę za wybitne walory stylu, repertuaru i wykonania przyznano wspomnianemu tercetowi. Nagrody specjalne za popularyzowanie piosenki żeglarskiej otrzymali: Jerzy Wadowski i Renata Gleinert, a publiczność przyznała swoja nagrodę duetowi: Majka Wojtaszuk i Darek Tylza. Organizatorzy- Młodzieżowy Klub Morski SZKWAŁ, a zwłaszcza Jerzy Pawełczyk i Małgorzata Leśniewska wykonali kawał dobrej roboty i rozpoczęli nowy rozdział w polskiej piosence żeglarskiej. Po przerwie w 1982 (stan wojenny) od następnego roku rozpoczął się gwałtowny rozwój krakowskich SHANTIES, organizowanych przez długie lata przez SZKWAŁ, pod wodzą Moniki Jarolim i Jacka Reschke, a później Artura Mikołajko.
     Od 1995 r. imprezę organizuje Krakowska Fundacja Żeglarstwa, Sportu i Turystyki HALS, a dzięki rozwojowi nowoczesnych form przekazu informacji, wiele na temat historii, aktualności i przyszłości festiwalu można dowiedzieć się z internetu

Jerzy Rogacki



Kącik prozy