KUBRYK '2001 - DWA W JEDNYM
(A nawet trochę więcej)
- "Rejs" nr 07/2001

     Trudno wymagać rewolucyjnych zmian od imprezy tak głęboko osadzonej w tradycji jak łódzki KUBRYK, trzeba jednak zauważyć, że eksperymenty przeprowadzane nieśmiało od kilku lat sprawdzają się, a obecnie można nawet mówić o pewnych sukcesach, związanych z ewolucją tego festiwalu.
Tak naprawdę niewiele się zmieniło oprócz tego, że organizatorzy mają coraz więcej kłopotów z koordynacją trzech podstawowych wątków i związanych z nimi pytań, które w dn. 11-13 maja br. splatały się pod hasłem "KUBRYK '2001".

     1) Czy wszystkie dzieci są nasze?
Pomysł wyodrębnienia festiwalu dla dzieci i młodszej młodzieży jest nadal aktualny. Próby oddzielenia w czasie MAŁEGO KUBRYKU od jego starszego brata w ubiegłych latach nie należały do najbardziej udanych, głównie dlatego, ze w miasteczku Łódź nie znaleziono do tej pory chętnych do konkretnej (tzn. materialnej) pomocy przy takiej imprezie. Nie ma ich też zbyt wielu do pomocy przy organizacji jednej z najstarszych żeglarskich imprez w Polsce - KUBRYKU. W tym przypadku jednak przerzedzone grono wiernych od 17 lat organizatorów spod znaku AKŻ i ŁDK postanowiło przeznaczyć piątkowe popołudnie i wieczór na Żeglarski Dzień Dziecka, czyli MAŁY KUBRYK.
Mimo skromniejszej niż spodziewana ilości wykonawców konkursowych (i publiczności), laureaci (I Nagroda - zespół Piranie, II Nagroda - Natalia Tomczyk, III Nagroda - zespół "Chwilka") powinni być usatysfakcjonowani. Atrakcją piątkowego wieczoru były: krótki występ szkolnego zespołu taneczno-wokalnego z Wielunia, mini recital prawdziwego Anglika - Iana Woodsa i wreszcie oczekiwany program edukacyjno-rozrywkowy w wykonaniu zespołu Shantymen z Lublina. Okazało się, że na koncercie dla dzieci też może być inaczej niż zwykle.

     2) Czy prawdziwi żeglarze chodzą na koncerty?
Organizatorzy KUBRYKU szukają odpowiedzi na to pytanie od kilku lat. W wypełnionej po brzegi sali ŁDK (zwłaszcza na koncercie wieczornym w sobotę) w ubiegłych latach brakowało wielu fanów żeglarskiego śpiewania tylko dlatego, że majową porą wykorzystują oni cały wolny czas na przygotowanie łódek do sezonu. Najbliższa "wielka woda" w okolicach Łodzi - to Zalew Sulejowski.
Kilka razy już próbowano połączyć KUBRYK z niedzielnymi regatami i w końcu "Kubrykowe Regaty" stały się trwałym elementem żeglarskiego kalendarza. W tym roku regaty przeprowadzono w sobotę, a po ich zakończeniu, w miejscach odległych o ok. 40 km odbywały się równocześnie dwa koncerty. Większość wykonawców występowała w sobotę w obu miejscach. Takie rozwiązanie zaskoczyło część publiczności, która musiała dokonywać wyboru. Większość wybrała wcześniej i tylko ci, którzy chcieli się rozdwoić mogli poczuć się niezadowoleni. Część zaprzyjaźnionych wykonawców i najbardziej odporni fani żeglarskiej piosenki i tak spotkali się na nocnych imprezach towarzyszących.
Miejsc do wspólnego śpiewania w tym roku nie brakowało. Przez 3 dni i noce działał także w Łodzi klub festiwalowy w lokalu "Zapiecek". Niestety dość napięty program imprezy (m in. plenerowy koncert niedzielny) uniemożliwił wielu zainteresowanym dotarcie do tego sympatycznego miejsca.

     3) Czy program będzie atrakcyjny dla publiczności?
Dość skomplikowany w tym roku program KUBRYKU spotkał się z życzliwym przyjęciem przez wykonawców i dzięki ich zaangażowaniu przeprowadzony był sprawnie i zgodnie z założeniami. Tegoroczna publiczność, przyzwyczajona do kubrykowych standardów nie powinna mieć powodów do narzekań. Poziom Konkursu Debiutów był wysoki. Cieszy udany come back (po 11 latach!) zespołu KANT i wyrównany poziom pozostałych nagrodzonych (szczegóły w poprzednim numerze "Rejsu"). Na pewno jeszcze o nich usłyszymy.
Mimo wyjątkowo kiepskiej sytuacji finansowej i konieczności połączenia kilku imprez, przez łódzką scenę i pokład flagowej jednostki portu "Maruś" przewinęło się 12 zaproszonych zespołów. Po raz pierwszy mieliśmy w Łodzi okazję posłuchać legendy piosenki żeglarskiej i pioniera "ruchu szantowego"- Mirka "Pestki"- Peszkowskiego, "Krewnych i Znajomych Królika" (w wersji "unplugged") i wspomnianego już Iana Woodsa. Starsi z rozrzewnieniem wspominali czasy świetności żeglarskich festiwali, młodsi mieli okazję po raz pierwszy zetknąć się z oryginalnymi wykonaniami znanych i popularnych utworów. Kubrykowy debiut na swój sposób przeżywały zespoły: BANANA BOAT (nareszcie poza konkursem) i PERŁY I ŁOTRY (skrócona nazwa, zmieniony skład i odświeżony repertuar).
Publiczność doceniła wspomniane próby wprowadzenia nowości w tegorocznym programie, doceniła też stabilność i swobodę (SEGARS). Najbardziej jednak podobała się jej grupa NORTH CAPE, konsekwentnie śpiewająca swoje starsze i nowsze utwory a cappella, bez żadnych udziwnień. Inni ulubieńcy - WIKINGOWIE i SAILOR (laureaci sprzed 2 lat) działali "w terenie". Nowy skład zespołu Uli Kapały powiększył grono miłośników jej talentu w Łodzi i w plenerze. Większość koncertów rozpoczynali lub kończyli gospodarze - CZTERY REFY, bez których trudno sobie wyobrazić imprezę w tradycyjnym stylu.
Należy mieć nadzieję, że tegoroczne pomysły i działania organizatorów będą rozwijane w przyszłości, o ile uda się zapewnić materialną bazę, niezbędną do ich realizacji. Skala imprezy i jej poziom powinny być utrzymane, ale aspekty plenerowe z uwzględnieniem elementów sportowo-rekreacyjnych mogłyby być rozszerzone. Niewątpliwie tak się stanie, jeśli pomogą w tym współorganizatorzy i sponsorzy z Łodzi, Tomaszowa Maz. i okolic Zalewu Sulejowskiego.

Jerzy Rogacki