Billy Boy Dla dobrego szantymena każdy temat nadawał się do wykorzystania i rozwinięcia w zwrotkach stosowanej w danych okolicznościach szanty. Jeśli chodzi o melodię sprawa wyglądała podobnie. Większość znanych morskich pieśni pracy powstała na bazie piosenek i przyśpiewek ludowych z różnych regionów, często znacznie oddalonych od wybrzeża. Na żaglowce trafiali również ludzie nie mający nic wspólnego z morzem. Wielu z nich przyniosło ze sobą zapamiętane na lądzie teksty i melodie. Wszystko to trafiało do "wielkiej sieci szantymena", nic też dziwnego, że mówiło się "All was fish to the shantyman's net". Szkocka melodia ludowa "My Bonnie Hieland Lassie", mająca liczne regionalne odmiany i jej amerykański odpowiednik "Willie, Can She Cook?" też wpadł do takiej sieci. Po obróbce i "morskim szlifie" przeistoczyło się to w szantę "Billy Boy". Jest to typowy przykład ludowej pieśni z głębi lądu, śpiewanej przy różnych okazjach przez całe rodziny szczurów lądowych, która trafiła na pokłady żaglowców. Śpiewano ją przy windach, kabestanie a także przy sztauowaniu drewna. Pieśń ta pod względem konstrukcji należy do nielicznych wyjątków. Wymaga bowiem zaangażowania dwóch szantymenów, śpiewających na przemian pytania i odpowiedzi, pomiędzy którymi znalazło się trochę miejsca na kwestie chóralne. Podobną konstrukcję ma znana również w polskiej wersji "Mobile Bay". Kilka zwrotek pieśni "Billy Boy" powtarza się w wielu źródłach. Można więc je uznać za "oficjalne". Każdy szanujący się szantymen dokładał jednak swoje zwrotki, w których pojawiały się kolejne pytania, dotyczące Nancy Lee i jej niekiedy bardzo intymnych kontaktów z tytułowym bohaterem. Nietrudno się domyślić że nie wszystkie z nich nadają się do druku. Potwierdza to regułę, że prawie każda szanta miał również swoją tzw. "dirty version". Polska wersja została ukończona w podobnych okolicznościach i tej samej nocy, co pieśń o barku "Campanero". Prosty przekład na język polski nie usatysfakcjonował naszych szantymenów i w ich sieć wpadł znowu Andrzej Mendygrał. Po kilku, może kilkunastu minutach, wdzięczny skądinąd temat znalazł rozwinięcie w postaci kilku zupełnie nowych zwrotek. Pozostając z całym szacunkiem dla oficjalnego oryginału sądzę, że urozmaicenia takie nie są obce dla tego gatunku, a zgodnie z tym, o czym wspominałem wcześniej, stanowią wręcz jego istotę. Uzyskany efekt został "kupiony" przez tzw. opinię publiczną, a w różnych innych okolicznościach okazało się że "Billy Boya" można śpiewać natychmiast, do czego szczerze zachęcam. Jerzy Rogacki |