Press-gang Jachting czyli "jak sama nazwa wskazuje"- żeglowanie dla przyjemności, ma już prawie 400-letnią tradycję. Przez stulecia przechodził on wiele przeobrażeń, by w końcu osiągnąć obecny stan, który jest nam doskonale znany. Jaskrawym przykładem przeciwieństwa jachtingu było pływanie z przymusu i wbrew woli. Tak się dziwnie składa, że zjawisko to też datuje swe początki około 400 lat temu. Trudno to dzisiaj nam, żeglarzom zrozumieć, ale jeszcze do 1835 r. często zdarzało się, że zmuszano ludzi do pływania po morzu. Chodzi tu oczywiście o słynne press-gangi, czyli zorganizowane bandy "łapaczy", które za przyzwoleniem królowej (czy też króla), a więc w majestacie prawa, prowadziły przymusowy nabór do floty wojennej. Proceder ten rozwinął się najbardziej na Wyspach Brytyjskich, a swój szczytowy okres osiągnął w czasie wojen morskich w XVIII i na pocz. XIX w. Próby naboru ochotników do Royal Navy nie dawały oczekiwanych rezultatów, a utrzymanie silnej floty, gotowej do podjęcia licznych działań wojennych, wiązało się z koniecznością naboru znacznej ilości nowych ludzi. Nazwa press-gang pochodzi od słowa press - przemoc, lub też od słów prest-money - zaliczki wypłacanej na poczet żołdu dla ochotników. Tę najbardziej wynaturzoną formę naboru stosowano przede wszystkim wobec wszystkich marynarzy i rybaków w miastach portowych. łapacze działali głównie w tzw. sailortown - portowych dzielnicach rozrywki, wyciągając z tawern, tancbud i innych lokali pijanych lub choćby podpitych marynarzy. W niektórych lokalach istniały swego rodzaju zabezpieczenia, np. słynna tawerna "Hole in the Wall" w Bristolu, zgodnie ze swą nazwą, posiadała na zewnątrz przybudówkę z dziurą w ścianie, przez którą jeden z klientów uważnie obserwował, czy aby nie zbliża się banda werbowników. W razie konieczności ucieczki, ewakuacja następowała przez ukryte tylne wyjście. Gdy ojczyzna potrzebowała więcej "świeżej krwi", zwiększała się liczba press-gangów i łapanki przeprowadzano również na ulicach, zgarniając wszystkich mężczyzn od lat 15 do 60. Patrole werbunkowe zapuszczały się często znacznie dalej i prowadziły swój niecny proceder nawet za granicami miast portowych. Ich łupem padali nawet chłopi z okolicznych wsi. Zgodnie z obowiązującym wtedy prawem, press-gangi mogły prowadzić nabór również wśród marynarzy ze statków handlowych. Często zdarzało się, że czatowano na powracający z dalekiego rejsu statek. Na redzie, tuż przed zawinięciem do upragnionego portu, część załogi była siłą przerzucana na okręt wojenny, by tam zaszczytnie wypełniać obowiązki w służbie królowi i ojczyźnie. Wielu światłych ludzi próbowało protestować przeciwko takim formom naboru do floty, m.in. komandor Frederick Marryat opublikował broszurę "Zalecenia służące zniesieniu obecnego systemu przymusowego wcielania do floty". Niewiele to jednak pomagało i haniebny proceder funkcjonował nadal. W 1756 r. press-gangi zwerbowały do floty ok. 50.000 ludzi. Liczba ta z roku na rok zwiększała się, aż w pierwszych latach XIX stulecia osiągnęła ok. 200.000 ludzi rocznie. Na słynnym okręcie flagowym Nelsona "Victory" z 850 osób stanowiących załogę, ponad 600 zwerbowano pod przymusem. Oficjalnie dopiero w 1853 r. wprowadzono zawodową służbę w Royal Navy, co położyło wreszcie kres nieludzkim metodom wcielania do armii i spowodowało większe zainteresowanie tym zawodem ze względu na stałą pensję, pewien prestiż i możliwość zrobienia kariery wojskowej. W pieśniach morskich XVIII i XIX w. częściej niż o press-gangach, spotyka się wzmianki o tzw. szanghajowaniu, czyli podstępnym porywaniu ludzi na statki handlowe. Wiele utworów traktuje wyłącznie o losach w ten sposób zaokrętowanych marynarzy. "Królewskim psom", bo tak też nazywano press-gangi, poświęcono również kilka pieśni. Najbardziej znane z nich to: "Here's the Tender Coming" i oczywiście "Press-gang", która u nas, w tłumaczeniu Andrzeja Mendygrała funkcjonuje już od 1986 r. (premierowe wykonanie na festiwalu "Wiatrak '86"). Jerzy Rogacki |