Wzburzona sztormem wód głębina
Wypluła precz, co też się zdarza,
Elektronika - łódzkiego syna,
Wieszcza, co duszę miał żeglarza.
I jednym rzutem znalazł się owy
W ziemi nieznanej. A wokół wody.
I nic nie uniósł z tego rozbicia.
Nic, oprócz celu swojego życia.
Począł się tedy mozolić srodze:
Podgryza wąsy i brodę skubie.
Lecz wielkim czynom nie jest po drodze
Aż się pomysłu skądś nie wydłubie.
Wnet poczuł wenę muzyczną w sobie.
Na pomoc przybył kto żyw i się ruszał.
O suchym pysku usiedli w rowie ...
Nie dała pojeść bezdzietna grusza.
Cóż miało począć grono przeróżne?
Umierać z głodu?! Stać po jałmużnę?!
Myśleli długo, a głód doskwierał ...
Nic z tego, bracia! Razem! Do dzieła!
Zakrzyknął tamten, podchwycił drugi.
Piszczałki, skrzypki wnet wystrugali
I dalej ćwiczyć gamy i fugi.
Aż na naradzie się zebrali ...
Owocna była to narada:
Kto do kompanii tej się nada?
A kto im królem przyszłym będzie?
Komu wnet jadła moc przybędzie?
Gwar był niczym na sejmiku:
Wiwat nasz Elektroniku!
Przez Refpatent szedłeś z bólem!
Bądź nam Ojcem! Matką! Królem!
Nie dał się zbyt długo prosić
Bo też był takiego zdania:
"Kto Refpatent musiał znosić,
Zniesie ciężar panowania."
I panował długie lata
W swych poddanych przebierając.
Wielu skazał na banicję,
Paru zwiało niczym zając.
I ostała się drużyna: pięciu mężów i dziewczyna.
Więc u boku jego stanął
Rycerz Zbyszko - ... Ten z zadyszką.
Śpiewać miał on niskim głosem,
Byle tylko nie pod nosem.
I pracował mąż ten wielki...
Mandoliną pieszcząc w męce.
Na nic był wysiłek wszelki -
Zbyszko miał zbyt duże ręce.
W piersiach wielkie serce chował,
Wielki był też jego zapał,
Lecz król czasem go strofował,
Bo na scenie często chrapał.
Gdy Królowi z woli niebios,
Na kark spadły cztery dyszki,
Do zespołu przyszedł nowy
Rycerz młody - ... bez zadyszki.
Choć Amorem był on zwany,
Pożeraczem serc niewieścich,
Łuk zamienił na gitarę,
Miast cięciwy, struny pieścił.
Gitarzysta ten przecudny,
Wielkim głosem obdarzony
Narzekając na los trudny
Struny zmieniał ... no i żony.
Chór ów śpiewał w sposób męski
Miał sukcesy - rzadko klęski.
Gdy minęło parę wiosen,
Przy kielichu okowity
Chór zakrzyknął gromkim głosem:
Panie! Trzeba nam kobity!
I przybyli dnia pewnego
W Częstochowy okolice.
Nie znaleźli nic ładnego,
Więc porwali bladolicę.
Dziewczę było to lękliwe,
Wątłe, słabe ... I leniwe.
Przy tym zdolne niesłychanie
(Takie wojów było zdanie).
Wnet ją Amor trafił strzałą,
Która z rąk Łucznika poszła.
Stan ten ją odmienił całą;
Przez miesięcy dziewięć - rosła.
Na skrzypeczkach pięknie grała,
Bawiąc dziecię ich przecudne,
Lecz najchętniej by śpiewała,
Co dla króla było trudne.
I tak grali przez czas długi,
Kiedy rzekł Król ukochany:
"Przydałby się muzyk drugi,
Z piszczałkami obeznany".
Wnet pragnienie Króla spełnił
Młodzian wcześniej im nieznany".
Zbytnio braki nut wypełnił,
Przez to Ambicjuszem zwany.
Pragnień Króla było więcej:
By drużyna silną była,
Silny głos i silne ręce ...
Mandolina by ożyła!
Z chwil kolejnych wynikała
Wielka radość dla Łucznika,
Który w niani swego dziecka
Odkrył duszę wojownika!
A nie była to dziewczyna
Tylko woj z ulicy Tuwima.
Śpiewał on w podrzędnych karczmach,
Chociaż marzył o karierze.
Z ust Łucznika się dowiedział,
Że do chóru Król go bierze.
Radość była niesłychana.
Głos był silny ... Wątłe ręce.
Zaczął grać na mandolinie,
Śpiewać, tańczyć ... Tak w podzięce.
Teraz wspomnieć nam wypada
By lud wszem usłyszał o tem,
Jak nasz Król nam odpowiada
Względem śpiewu, grania, cnoty.
On odważył się Jedyny !!!
Wbrew zdolnościom swym wrodzonym,
Nadużywać koncertiny,
Uszom naszym utrudzonym ...
... na pociechę.
I tak kończąc tę historię,
Trzeba stwierdzić tu uczciwie:
Gdyby nie nasz Elektronik
Życie byłoby ... zbyt ckliwe.
Bo porzucił on scalaki,
Niech się o tym każdy dowie!!!
I wymyślił zespół taki,
Co się CZTERY REFY zowie!!!