Nie wszyscy wiedzą, że białostocka KOPYŚĆ - to najstarszy, istniejący do dziś festiwal piosenki żeglarskiej w Polsce. Fakty mówią same za siebie: od premiery (7-8 kwietnia 1979 r.) minęło już 20 lat. Po kilkuletniej przerwie w trudnych, wczesnych latach osiemdziesiątych, impreza odzyskała należne jej miejsce i w tym roku odbyła się po raz piętnasty.
W tym roku Jury XV Festiwalu Piosenki Żeglarskiej "KOPYŚĆ '99" w składzie: Waldemar Mieczkowski, Anna Maciorowska, Danuta Nowicka, Jolanta Obidzińska przyznało: Grand Prix i I Nagrodę - zespołowi KOGA z Augustowa, II Nagrodę - zespołowi KILL WATER i III Nagrodę ex aequo - Ryszardowi Borkowskiemu i zespołowi D.N.A. Mimo szlachetnego przesłania - promocji młodych talentów, konkurs jest na KOPYŚCI tylko częścią większej całości. Wypełniona po brzegi sala kina FORUM chciała przede wszystkim posłuchać swoich ulubieńców. Bogaty i różnorodny program z udziałem prawie całej czołówki zaspokoił chyba wszystkich zainteresowanych. Były więc: szanty śpiewane a cappella, uniwersalna klasyka, spokojne ballady, piosenki "szuwarowo - bagienne" a także ostrzejsze i głośniejsze odmiany współczesnej piosenki żeglarskiej. Nie zapomniano także o oddzielnym programie dla dzieci. Białostocka impreza jest jeszcze jednym dowodem na to, że przy sprawnej organizacji i świadomej publiczności, na jednym festiwalu można połączyć różne, pozornie sprzeczne nurty w piosence żeglarskiej, o których tak dużo się teraz mówi. Szczególne gratulacje należą się przemiłej "dyrekcji", czyli Eli Mińko i Danusi Nowickiej. Listy żeglarzy, którzy przez lata pracowali na ten sukces i bez których KOPYŚĆ nie byłaby KOPYŚCIĄ, nie jestem w stanie przedstawić w całości (m in.: Bogdan Kula, Sławek Kasner, Jurek Wołkowycki, Michał Bondyra, Rysiek Mińko, Mariusz Czarnecki służą dobrą radą, doświadczeniem i konkretną pomocą do dziś). Czy, żeby dojść do takiej perfekcji, potrzeba aż dwudziestu lat? Nie sądzę. Miałem okazję kilka razy wcześniej obserwować ten festiwal z różnych stron (widownia, estrada, jury, rozmowy z organizatorami, imprezy towarzyszące). Większość spostrzeżeń sprawdza się co roku. Żeglarze z Akademickiego Yacht Clubu na pewno wiedzą, czego chcą. Obca im jest megalomania i niezdrowy pęd do rozwoju pod względem ilościowym, za cenę utraty charakteru festiwalu. KOPYŚĆ już dawno osiągnęła optymalne rozmiary i sztuką jest teraz "tylko" to utrzymać. Organizatorzy nie zapominają też o ludziach, tworzących ten festiwal, czyli o wykonawcach. Przejrzyście ułożony program, punktualność, zaplecze zapewniające minimum komfortu, rzetelne informacje podawane z uśmiechem przez kompetentne biuro organizacyjne - to tylko niektóre składniki recepty na sukces. Dysponując bardzo dobrą akustycznie salą, odpowiednim sprzętem wraz z obsługą, która wie co ma robić i jeszcze to lubi, wydaje się, że to już wszystko. Do tego dochodzi jeszcze pewien "drobiazg", który trudno znaleźć gdzie indziej, a mianowicie - tradycyjna białostocka gościnność. Wyczuwa się ją na każdym kroku i dzięki temu weekend spędzony w grodzie nad Białą pozostaje na długo w pamięci. Jeśli uważacie, że nie jest to prawda, tylko "artykuł sponsorowany", sprawdźcie to osobiście w przyszłym roku. Mimo deklaracji, że to już ostatnia impreza, powtarzanych kokieteryjnie co roku przez sympatyczne organizatorki KOPYŚCI, wierzę, że po tegorocznym, podwójnym jubileuszu, następny festiwal z niebezpieczną liczbą "2000", będzie równie udany i ... nadal normalny. Jerzy Rogacki |