Podobnie jak niektórzy żeglarze podczas zakończenia rejsu twierdzą, że to już ostatni raz, organizatorzy białostockiej KOPYŚCI od kilku lat deklarują, że następny festiwal nie odbędzie się. Takie hasła padały także w ubiegłym roku. Na szczęście znowu nie dotrzymali słowa i w dniach: 20-21.04.2001 mięliśmy okazję spotkać się na najstarszym z istniejących festiwali żeglarskich w Polsce.
Wypracowana przez lata formuła festiwalu działa bezbłędnie i nie ma potrzeby przeprowadzania jakichkolwiek zmian tylko po to, żeby było inaczej. Przejrzyście ułożony program koncertów, swobodna konferansjerka, znakomita akustyka, profesjonalnie nagłośniona sala przez fachowców od dźwięku, którzy znają oczekiwania wykonawców i lubią to, co robią - to połowa sukcesu. Tę druga połowę zapewnia od lat znakomita publiczność, która z dużym wyczuciem potrafi reagować na to, co dzieje się na estradzie. A w tym roku też działo się dość dużo. Piątkowy koncert rozpoczęli młodsi wykonawcy: "Latający Holender", "Kochankowie Sally Brown". Później przyszła pora na tych bardziej zasłużonych ("Cztery Refy", "Mechanicy Shanty" I "Ryczące Dwudziestki"). Wyniki sprawnie przeprowadzonego konkursu (szczegóły w poprzednim numerze "Rejsu") nie budziły większych zastrzeżeń, może tylko z wyjątkiem Grand Prix, ponieważ po konkursie panowała raczej zgodna opinia, ze tegoroczny laureat Wielkiej Kopyści - zespół BANANA BOAT- nie powinien już stawać w konkursowe szranki. Mniejsza niż na ogół liczba uczestników konkursu nie powinna niepokoić. Jest to zjawisko obserwowane także na innych festiwalach. Cieszy natomiast fakt, ze po wprowadzeniu eliminacji poziom konkursowy był wysoki. W sobotnich koncertach, oprócz wymienionych usłyszeliśmy także solistów: Jurka Porębskiego, Andrzeja Koryckiego, Michała Pańczyszyna, Mariusza Siemiona, Przemka Mordalskiego, Waldka Mieczkowskiego, Gregorza Tyszkiewicza i Waldka Mieczkowskiego. Oddzielny temat to występy Uli Kapały z nowym, rozszerzonym zespołem w odświeżonym repertuarze folkowym a także Krakowskiej Formacji Szantowej. Jak zwykle finałowy koncert zakończył się dobrze po północy, a niektóre imprezy towarzyszące w niedzielę rano. Na szczęście w tym roku niezmordowana ekipa, prowadzona pewną ręką Elżbiety Mińko, nie wspominała nic na temat niemożliwości zorganizowania przyszłorocznej imprezy. KOPYŚĆ '2001 przekonała także samych organizatorów, że pomimo skromnych środków finansowych, przy życzliwym podejściu kilku firm, instytucji i osób prywatnych można zrobić imprezę na wysokim poziomie. Jestem przekonany, że w przyszłym roku podejście to się nie zmieni i spotkamy się znów na wspaniałym festiwalu KOPYSĆ '2002, czego wszystkim zainteresowanym szczerze życzę. Jerzy Rogacki
Obejrzyj galerię z KOPYŚCI '2001 na szanty.art.pl a przy okazji zapoznaj się z tym, co rok później o białostockim festiwalu pisał laureat z 2001 r. |