"Wielki świat" reprezentowali w tym roku wykonawcy z Danii, Anglii, Szkocji, Niemiec i symbolicznie z USA. Na pięciu iławskich festiwalach wystąpiło więcej wykonawców zagranicznych niż na wszystkich innych imprezach szantowych w Polsce razem. To jedyny tego rodzaju festiwal w tej części Europy - twierdzą przybysze z kraju i z zagranicy.
Ula Kapała ujęła publiczność celtyckimi balladami |
W tym roku było nieco skromniej, ale nadal godnie. Być może niektórzy spodziewali się z okazji jubileuszu 5-lecia JSM czegoś wyjątkowego. Było jednak po prostu ...normalnie. Repertuar bardzo zróżnicowany - od kameralnych ballad do potężnie brzmiących, kilkunastoosobowych chórów, z przeróżnymi instrumentami lub bez. Realizacja akustyczna na najwyższym poziomie, co podkreślali także wszyscy bez wyjątku wykonawcy, to efekt działania znanej już w całej Polsce ekipy Radia Łódź. Cudze (słusznie) chwalicie...
Helge i Erling - najbardziej aktywni członkowie znanego już u nas zespołu "Forebitters" zmusili publiczność do słuchania, a nawet częściowego śpiewania duńskich utworów ludowych, które, jak wiadomo, znane są w zasadzie wyłącznie w Danii. Z zespołem "Bosun's Call" (Ken Stephens i John Vincent) śpiewała po raz pierwszy w Polsce Fiona Murfitt, dzięki czemu usłyszeliśmy prawie całkiem nowy repertuar tej grupy. |
Także po raz pierwszy wystąpił szkocki duet Gaye & Trish z Aberdeen. Przesympatyczne Szkotki wykonały ambitny program, zawierający głównie pieśni z ich rodzinnych stron, a w szczególności tradycyjne pieśni żon rybaków. Tego rodzaju utwory miały w Iławie swą polską premierę. Perfekcyjnie zestrojone głosy i delikatny akompaniament gitarowy w przepięknych, bardzo spokojnych balladach wywołał burzę oklasków. Takie rzeczy są w Polsce możliwe tylko na tym festiwalu - stwierdzali zgodnie widzowie i inni wykonawcy.
Pełna wigoru grupa "Hart Backbord" z Bremy, mimo że występowała "tylko" w dwunastoosobo- wym składzie, nie miała najmniejszych kłopotów, żeby nawiązać kontakt z publicznością. Refreny znanych i mniej znanych szant śpiewano wspól- nie natychmiast, a później odbywał się już maso- wy taniec. W kłopotliwej sytuacji znalazł się Jim Lucas (Amerykanin mieszkający od pięciu lat w Danii), którego partner z powodu ciężkiej cho- roby nie mógł dojechać. Jim stwierdził jednak, że za bardzo lubi tę imprezę i przyjechał sam. Za to na imprezach towarzyszących dwoił się i troił przy każdej możliwej okazji. ...swoje (na ogół) znacie
Silna ekipa krajowych gwiazd tradycyjnego nurtu pieśni żeglarskiej pokazała, że ten gatunek trzyma się zupełnie nieźle i wbrew pozorom jest dość zróżnicowany. "Stare Dzwony", "Mechanicy |
|
Shanty", "North Cape", "Atlantyda", "Qftry", "Segars", "Wikingowie ", no i oczywiście gospodarze imprezy - "Cztery Refy" - to prawie wszyscy najważniejsi, mieszczący się w konwencji tego festiwalu. Zabrakło m in. grupy "Perły i Łotry Shanghaju", która w tym czasie godnie reprezentowała tzw. Europę Środkowo-Wschodnią na największych imprezach w Breście i Douarnenez. Oddzielnym wydarzeniem artystycznym był występ Uli Kapały, która coraz częściej pojawia się na niektórych żeglarskich imprezach. Po zeszłorocznym debiucie w Iławie, ma tu już sporą grupę fanów. Przepiękne ballady z pogranicza morza i lądu z celtyckim rodowodem - to dopiero od niedawna nowa jakość na takich imprezach. W tym roku obok akompaniującej gitary seniora Jana pojawiły się także flażolety i bodhrán.
Cztery Refy obchodziły 15-lecie. |
Część niedzielnego koncertu finałowego stanowił jubileusz 15-lecia "Czterech Refów". W bardzo dużym skrócie przypomniano zaledwie kilkanaście najbardziej znanych szant i pieśni kubryku. Jubilatom towarzyszyli razem lub oddzielnie prawie wszyscy wykonawcy, a niektóre pieśni śpiewano w ponad 20-osobowym składzie. Zapowiadane imprezy towarzyszące, będące dotychczas trwałym elementem iławskich spotkań, zostały w tym roku znacznie ograniczone na skutek lokalnych nieporozumień. |
Praktycznie odbyło się tylko jedno oficjalne ognisko oraz kameralne mini-recitale w kawiarni "Pod Omegą". Prawdziwi miłośnicy żeglarskiej muzyki mieli prawo poczuć niedosyt, a przypadkowi przechodnie zostali pozbawieni szansy na zainteresowanie festiwalem. Na szczęście amfiteatr działał pełna parą, szczególnie bardzo późnym wieczorem.
Publiczność nagradza i zasługuje na nagrodę
Na Nagrodę Publiczności Jeziorak Shanties Meeting '2000 w pełni zasłużyły "Qftry". Chłopaki ze Szczecina po raz kolejny pokazali klasę i udowodnili, że przy tradycyjnej muzyce też można się doskonale bawić. Kulturalnej, iławskiej publiczności także należą się słowa uznania. We właściwy i naturalny sposób potrafiła reagować nie tylko na swych ulubieńców, ale także na innych, prezentujących całkiem inny stylistycznie repertuar.
Konsekwentnie utrzymywana formuła Międzynarodowych Spotkań z Szantą nad Jeziorakiem, odróżniająca je od innych festiwali, powoli zyskuje coraz więcej zwolenników, szczególnie tych, którzy przyjeżdżają z odległych zakątków Polski. Przy lepiej zorganizowanej promocji festiwalu i bazie noclegowej na pewno byłoby ich więcej. Zapowiadana "wioska festiwalowa" praktycznie działała w "Italianie", gdzie można było rozbić namioty. Takie rozwiązanie zastępcze jest dalekie od ideału, ale częściowo spełniło swą rolę. Mimo wszystko z frekwencją nie było najgorzej. Przy niezbyt sprzyjającej pogodzie i ogólnym "niżu turystycznym" w tym sezonie, każdy koncert odwiedziło ponad 800 osób. Gdyby policzyć wszystkich podglądających i podsłuchujących na obrzeżach amfiteatru, wynik byłby znacznie lepszy. Przyzwyczajenie do darmowych imprez jest w Iławie mocno zakorzenione. Wydaje mi się jednak, że przypadkowym widzom należy dać możliwość wyboru, np. 2 piwa zamiast biletu na koncert. Wstęp na Jeziorak Shanties Meeting jest nadal najtańszy w Polsce (karnet na 3-dniową, międzynarodową imprezę kosztował 24 zł.).
Jak będzie za rok? Na razie nie wiadomo. Zgodnie z typowo polskim zwyczajem rozpoczęto także "próby poszukiwań dziury w całym". Gdyby chodziło tylko o perfekcjonizm, byłoby to niewątpliwie bardzo pożyteczne, festiwal bowiem mógłby być jeszcze lepszy. Jeśli natomiast w grę wchodzą względy komercyjne i dostarczenie taniej, masowej rozrywki, to w prosty sposób można tę imprezę zrównać z wieloma innymi w Polsce i utopić pięcioletnie doświadczenia w Jezioraku. Niektórzy nawet wiedzą jak się to robi. Mam jednak nadzieję, że zwycięży zdrowy rozsądek i w XXI wieku spotkamy się na jeszcze lepszym festiwalu.
Jerzy Rogacki
|