powrót do tekstu

Tysiące mil stąd

Chociaż prawdziwy żeglarz nigdy nie śpiewał szant na lądzie, to jednak trzeba pamiętać, że wiele morskich pieśni roboczych ma swój lądowy rodowód. W utworach ludowych krajów silnie związanych z morzem, wątki morskie i lądowe często przeplatają się, a pojęcie "piosenka żeglarska" jest tam nieznane.

Bardzo dużo ludowych piosenek zostało przeniesione z głębi lądu na dalekie morza. Przeważnie najpierw śpiewano je w czasie wolnym od pracy, a później nawet przy pracy. W ten sposób stały się one szantami w pełnym tego słowa znaczeniu. Istnieje spora grupa klasycznych pieśni morskich, które w zależności od potrzeb, warunków itp. śpiewano bądź jako szanty, bądź jako pieśni kubryku. Być może wynikało to ze zbyt ubogiego repertuaru niektórych szantymenów i innych statkowych "wokalistów". Możliwa jest także teoria, że sugestywnie śpiewane szanty utrwalały się w pamięci pracujących żeglarzy, a później w chwilach wolnych były interpretowane w inny sposób, stosownie do nastroju chwili.

Tak więc w wielu przypadkach ścisły podział na szanty i pieśni kubryku nie ma większego sensu. To, co dla jednych było typową szantą, dla innych mogło być tylko piosenką o charakterze czysto rozrywkowym. O tym, że daną pieśń nazywano szantą, decydowała tylko jej przydatność do wykonywania konkretnych prac.

Przykładem takiego uniwersalnego utworu jest "Ten Thousand Miles Away". W okresie burzliwego rozwoju osadnictwa w Australii była ona zwykłą balladą lądową, śpiewaną początkowo na irlandzkich ulicach. Później w latach 50 - tych i 60 - tych ubiegłego stulecia znały ją także londyńskie tancbudy pod nazwą "Botany Bay". Przeniesiona na pokład żaglowców "awansowała" do pieśni kubryku i w takim charakterze zyskała szybko popularność.
Z czasem dodano do refrenów silne chóry i... okazało się, że brzmi podobnie jak znana szanta "Sacramento", a więc można ją było wykorzystać także do roboty. Stan Hugill zamieszcza ją w "Shanties from the Seven Seas" i klasyfikuje jako szantę kabestanową.

Niezależnie od swej morskiej metamorfozy, funkcjonowała dalej na lądzie w niezliczonych odmianach, różniących się niekiedy znacznie tempem, melodią i interpretacją. Niewątpliwie na jej atrakcyjność, zarówno na morzu jak i na lądzie, miał wpływ aktualny wtedy temat -zesłanie do Australii. Bohaterka o imieniu Meg, rzekomo niewinna, młoda kobieta, została właśnie wyekspediowana na przymusową "wycieczkę" na antypody, a jej ukochany nie może się pogodzić z tym faktem i chciałby być razem z nią. To w dużym skrócie treść utworu.

Polska wersja powstała około 1978 r. i popularyzował ją zespół "Refpatent". Jej autorzy: Piotr i Monika 3 lata później z własnej, nieprzymuszonej woli wyjechali... tysiące mil stąd, właśnie do Australii. Przez kilka pierwszych lat po ich wyjeździe trwała intensywna wymiana wrażeń i materiałów dotyczących pieśni morskich. Podejrzewam, że gdyby tam imprezy szantowe i szantopodobne rozwinęły się do tego stopnia, co u nas, to więzi między sympatykami morskiego folkloru byłyby silniejsze. Mimo znacznej odległości (tysiące mil stąd), postęp w dziedzinie środków łączności jest niekwestionowany.

Jerzy Rogacki

powrót do tekstu