powrót do tekstu

Żeglarski los

Mniej więcej 150 lat temu mało kto z wybierających się w podróż z Europy do Stanów był zainteresowany biletem powrotnym. Także wśród ludzi morza wielu było takich, którzy po wielu długich rejsach dojrzeli do podjęcia decyzji o wyemigrowaniu do Ameryki. Teoretycznie dla nich sprawa biletu w jedną stronę wydawała się bardzo prosta - wystarczyło zaokrętować się na któryś z coraz bardziej popularnych wówczas "packetów", oferujących regularne kursy przez Atlantyk. Najczęściej odwiedzanym portem stało się San Francisco, czyli Frisco, w Kalifornii.

Krótko po szczycie "gorączki złota" (1848-49) do Frisco pływały setki statków, z których wiele nie zamierzało wracać. Zdarzało się, że załogi schodziły ze statków w komplecie. Nierzadko dotyczyło to oficerów, a nawet kapitanów. Statki zostawiano z ładunkiem na pastwę losu, a załogi zabierały łodzie ratunkowe i przy pomocy wioseł lub zaimprowizowanego ożaglowania płynęły w górę rzeki Sacramento do kopalni złota. Porzucone statki miejscowi przedsiębiorcy wyciągali na brzeg i przekształcali w obiekty o bardzo różnych funkcjach. Przeważnie były to lokale rozrywkowe i domy publiczne, jako że w poszukiwaniu pracy do Frisco ściągały tysiące panienek różnych nacji, wykonujących najstarszy zawód świata. Inne statki, wręcz przeciwnie, przekształcano na domy modlitwy, szpitale, więzienia, czy też na... biura werbowników "organizujących" rejsy powrotne. Ktoś bowiem musiał pływać także na Stary Kontynent, a ochotników w tym kierunku nie było zbyt wielu.

Wyspecjalizowani łapacze na małych łódkach dopadali statki płynące w dół zatoki. Po dotarciu na pokład w zależności od sytuacji, stosując perswazję lub przemoc, zabierali ze sobą spragnionych lądu i uciech portowych marynarzy. W odpowiednich lokalach bez większych kłopotów aplikowano im w przyśpieszonym tempie alkohol, przeważnie z domieszką środków odurzających. Zanim zdążyli obudzić się i wytrzeźwieć, byli już na pokładzie statku płynącego w przeciwnym kierunku. Wielu z nich po długim rejsie miało okazję poczuć pod nogami stały ląd zaledwie przez kilka godzin.

Takie podróże opisywano również w pieśniach morskich. Jedną z bardziej znanych jest "Row Bullies Row", w licznych odmianach rodem z Tyne, Londynu, Bristolu czy Liverpoolu. Inne tytuły tej pieśni to: "Row Julia Roll", The Towrope Girls", "The Liverpool Girls", "The Liverpool Judies". Znaną żeglarzom historię rejsu z Liverpoolu (bądź innego portu) do Frisco i z powrotem wykorzystano jako szantę kabestanową lub śpiewano w czasie wolnym od pracy. Niektóre jej wersje zawierają więcej szczegółów rejsu, nazwę konkretnego statku, tudzież własne refleksje i mają więcej zwrotek. Istnieją także mniej lub bardziej zakamuflowane zwrotki niecenzuralne.

Polska wersja pt "Żeglarski los" jest luźnym tłumaczeniem jednego najbardziej znanych wariantów, podstawowych. Powstała ona w 1978 r. była popularyzowana przez zespół "Refpatent"

Jerzy Rogacki

powrót do tekstu