powrót do tekstu

Anglesey

Konieczność życia w nieustannym cyklu: morze - ląd - morze - ląd (ze znacznie krótszymi okresami lądowymi), wytworzyła pozornie sprzeczne wewnętrznie zjawisko, zwane niekiedy chorobą marynarską. Na morzu marzyło się o lądzie, a już po kilku dniach tego wymarzonego raju zaczynało czegoś brakować i po oddaniu cum znowu przez jakiś czas był wszystko w porządku.

W epoce wielkich żaglowców cykl ten był dodatkowo utrwalony przez typowe zachowania w portach żeglarzy, wracających z długich rejsów. Wyplata za wielomiesięczną harówę znikała szybko w ciągu kilku dni, często łącznie z pobranymi zaliczkami na poczet następnego rejsu. Tak więc nie było już odwrotu. Przeważnie po kilku tygodniach darmowej pracy mijał termin spłacania tych zaliczek, czyli tzw. "ceremonia zdechłego konia" (wraz ze stosowną szantą na tę okazję). Po tych obchodach zaczynało się już "normalne" zarabianie pieniędzy, które później znów można było lekko wydawać na lądzie.

Bardzo często jednak po powrocie z rejsu rejsu, a ściślej mówiąc jeszcze przed jego zakończeniem, marynarz Jack stwierdzał że to już koniec i nigdy więcej. Wielu z nich mówiło tak przy okazji każdego następnego rejsu. Zjawisko to, które jeszcze dziś dotyczy wielu ludzi morza, musiało być wtedy bardzo powszechne, ponieważ w bardzo wielu pieśniach morskich pojawia się deklaracja "I'll go to sea no more". W kilku przypadkach dotyczy to tylko konkretnych statków, w większości zaś ma charakter ogólny. Bardzo sympatyczna i mało znana. pieśń pt. "Anglesey" pochodzi z II połowy XIX w. i porusza ten właśnie temat. Śpiewana była głównie jako szanta kabestanowa. Anglesey - to wyspa na Morzu Irlandzkim u północno - zachodnich wybrzeży Walii. Nazwę tę nosił również żaglowiec z Liverpoolu, który pływał jeszcze na początku XX w. pod banderą norweską jako "Ingrid" z Larviku. Należy przypuszczać, że autorem tekstu był jeden z marynarzy.

Załoga "Anglesey" prawdopodobnie nie miała łatwiejszego życia, niż załogi na innych, podobnych statkach. Być może, pomimo zarzekania się, ów utalentowany żeglarz ruszał w kolejny rejs, po którym znów powstawał podobny tekst. Tu zdesperowany bohater wylicza długą listę czynności związanych z życiem na żaglowcu, których nie ma zamiaru już nigdy wykonywać. Tekst zawiera dużo fachowych terminów żeglarskich, z których udało się w miarę bezboleśnie wybrnąć w wersji polskiej.

Jerzy Rogacki

powrót do tekstu