Na statku "Calibar" Oprócz pieśni wielorybniczych czy rybackich, które w jakiś sposób wyróżniają się spośród innych pieśni morskich, Brytyjczycy próbują również wyodrębnić jeszcze jeden rodzaj: pieśni kanałowe (canal songs). Nie wszyscy pływali po wielkich oceanach, przeżywali piekielne sztormy, czy też odwiedzając egzotyczne porty, korzystali z ich uroków. Na Wyspach Brytyjskich istniała również gęsta sieć śródlądowych dróg wodnych, po których również pływano. Na rzekach i kanałach wiele osób spotykało się po raz pierwszy ze statkiem i problemami żeglugi. Dla jednych był to przedsionek morza czy też początek wielkiej przygody, dla innych - po prostu jedno z wielu zajęć zarobkowych. Zdarzali się też tacy, którzy po pierwszym rejsie, podobnie jak ich koledzy wracający z dalekich mórz, twierdzili, że już nigdy więcej... Pieśni kanałowe, śpiewane w czasie wolnym od pracy lub później również na lądzie, opowiadały najczęściej o specyficznych dla tego rodzaju żeglugi warunkach. Zdarzało się, że kapitan miał ambicje oceaniczne, załoga był niewykwalifikowana, a statek napędzany był głównie... siłą mięśni koni, ciągnących go wzdłuż kanału. "Mechanik", który obsługiwał taką maszynownię często wiedział znacznie więcej o koniach niż o statkach. Przykładem takiej właśnie pieśni jest tryskająca humorem pieśń kanałowa. "Good Ship Calibar", której autor relacjonuje wydarzenia z pierwszego i ostatniego zarazem rejsu. Poczucie humoru oraz nazwy geograficzne (Lisburn, Lurgan, Poradown) wskazują na jej irlandzkie pochodzenie. Przekład, pomimo drobnych nieścisłości, oddaje charakter tej zabawnej piosenki. Jerzy Rogacki |