Marynarskie portki Fason spodni marynarskich (obcisłe w biodrach, a zdecydowanie rozszerzane ku dołowi) przetrwał kilka wieków i obowiązuje do dziś. Nie ulega wątpliwości, że krój ten miał praktyczne uzasadnienie. W takie spodnie można błyskawicznie wskoczyć, nawet w butach, można je też równie szybko zdjąć. Mokre nogawki dają się znacznie łatwiej podwinąć, gdy są szerokie. Można by też znaleźć jeszcze kilka innych argumentów. Bell bottom trousers - bo tak nazywa się ten fason po angielsku, nie jest jednak wymysłem Brytyjczyków. Szerokie i co równie ważne - długie spodnie wprowadzili jeszcze w połowie XVIII wieku... korsarze i piraci Morza Karaibskiego. W tym zakresie niewątpliwie wyprzedzili swoją epokę do tego stopnia, że z powodu owych portek zarzucano im nieskromność, czy też wręcz nieprzyzwoitość. Kronikarz Holenderskiej Wschodnioindyjskiej Kompanii Handlowej, van Veyden pisał o "okropnie szerokich i prawie do pięt długich spodniach, czyniących wrażenie tureckich szarawarów". Minęło prawie półtora wieku, zanim długie i szerokie na dole spodnie dotarły do marynarki angielskiej, a także wielu innych. Na początku XIX stulecia całkowicie zniknęły z pokładów tzw. slops (od slopsystem - systemu hurtowego zaopatrywania statków) - spodenki do kolan, które już od dawna były przedmiotem drwin. W 1825 r., gdy po raz pierwszy powstały w formie książkowej przepisy mundurowe dla floty, określono już dokładnie kolory spodni wyjściowych dla oficerów: granatowe (navy blue) można było nosić na wszystkie okazje, oprócz wizyt składanych królowi, kiedy obowiązywał kolor biały. Prości marynarze nie składali raczej wizyt na królewskim dworze, na pewno jednak zakładali swoje bell bottom trousers, często w białym kolorze, przy okazji swych prywatnych podbojów w odwiedzanych portach. Ten istotny element żeglarskiego ubioru był bardzo dobrze z daleka, a często z bliska, zauważany przez płeć piękną. Na dowód tego przytaczam stosowną historyjkę, chętnie śpiewaną przez XIX-wiecznych żeglarzy. Jeśli zaś chodzi o żeglarzy współczesnych, to w 1991r. , na kilku koncertach w Polsce, nie bacząc na obecność dam, śpiewał ją, oczywiście po angielsku, na swój charakterystyczny sposób John Lesh. Premiera polskiej wersji do słów Andrzeja Mendygrała w formie semi - simultaneous translation, czyli zwrotka po zwrotce, miała miejsce w ekskluzywnym Royal Solent Yachtclub w Yarmouth na wyspie Wight na początku czerwca 1992 r. Jerzy Rogacki |